-Na szczęście był zalany w trupa- Powiedział sam do siebie chłopak wspominając nie dawno spotkanego pijaka. Dalej odczuwał drobny ból w okolicy klatki piersiowej, jęknął cicho czując jedno z wielu ukłuć. Jednak był już coraz bliżej celu. Nie długo wyrwie się z tego pogrążonego w odorze alkocholu obozu opatrzy rany i znajdzie jakiś sposób żeby wrócić do "Raju" jak zwykli nazywać Grand Lane ludzie którzy przybyli do Nowego Świata. Tylko troszeczkę... Otto cały czas kierował się do centralnego budynku, było to miejsce w którym miał największą szanse na znalezienie czegoś pożytecznego.
Offline
Od budynku dzieliło go już kilka metrów, kryjąc się z niskim płotem a tym samym podpierając się mocno o niego wykorzystał moment braku osób trzecich i ruszył w kierunku budynku. Drzwi były otwarte, a w holu raczej nikogo nie było widać. Czyż to nie idealny moment? Chłopak od razu wskoczył do pomieszczenia gdzie przeszukując półki doszukiwał się leków, bandaży i opatrunków. Nie zastał jednak nic poza alkoholem i jadłem. Może już miał opuścić owy budynek lecz usłszał nadchodzące kroki, nie pozostało mu nic jak się schować; Wszedł mężczyzna, w średnim wieku - złotowłosy, w krótkich spodenkach i różowej, rozpiętej koszuli. Na klatce piersiowej znak Białobrodego - czyżby przypadkowo? A może coś jednak dosłyszał? Wpadł, pochwycił dwa dzbany sake i już kierował się do wyjścia, mogłeś odetchnąć z ulgą. W ostatniej chwili, gdy ten stanął w framugach drzwi coś zapłonęło - Otto mógł poczuć tylko falę gorącego powietrza przelatującą mu przed nosem - i nagle cichy szept. - Ślady krwi, pozostawiłeś coś po sobie. - Uderzając go dzbanem sake w potylicę. Chłopak znów stracił przytomność. Co chwilę budził się i mdlał. Został zaciągnięty gdzieś na środek obozu, w okół niego zebrał się dosyć spory tłum. Mężczyzna podniósł chłopaka po czym odrzekł: - I co ja mam z tobą teraz począć, hę?! - W okół słychać tylko krzyki 'skończ z nim Marco!', 'to intruz!'. Ręka napastnika zaczęła płonąć w jednej chwili błękitno-złotym ogniem, Otto znów powoli odchodził od zmysłów.
Kolor - Marco
Offline
Użytkownik
-Czy oni nigdy się nie nauczą dobrych manier?! - usłyszała podniesione,pełne ekscytacji głosy załogi. Kochała załogę byli dla niej jedyna rodziną,ale tym razem miała serdecznie dosyć ich pijackich awantur. Zeszła na stały ląd po pionowej burcie statku,pozostawiajc Ace w kajucie. Często zdarzało się jej zapomnieć ze tylko ona może wchodzić po pionowych ścianach jak i po ostro ściętych klifach.
- Co tu się do czorta dzięje! - rozejrzała się po twarzach kamratów po czym jej wzrok spoczoł na Marco i intruzie. - Marco zostaw tego biednego dzieciaka przecież on ledwo zipie.- oparła dłoń na ramieniu przyjaciela drugą oparła na biodrze. była typem kobiety która jeśli cos postanowi to tak łatwo nie odpuści.
Offline
-Ch-cholera- wydusił chłopak ostatnim tchem po czym ponownie zemdlał. Podtrzymywał świadomość siłą woli już bardzo długo i całkowicie opadł z sił. Jego ciało zawisło bezwładnie podtrzymywane już tylko przez dowódcę 1 dywizji Białobrodego Feniksa Marco.
Offline
- Ale panie-panienko! To przecież intruz! Wdarł się do obozu! - Syknął Marco przec zaciśnięte zęby niechętnie kładąc chłopaka na ziemi. Rzucił mu jeszcze złowrogie spojrzenie po czym przeniósł wzrok na Carmen i obróciwszy się na pięcie odszedł. - Rób co chcesz. Staruszek i tak Ci odpuści, eh! - Wszyscy zebrani w około nadal wpatrywali się dzeciaka leżącego na ziemi. Gdy tylko dziewczyna pochyliła się nad nim od razu można było słyszeć uprzejme - Może Ci pomóc? - czy - Co z nim teraz zrobimy? - A nawet: - Od razu mówiłem, żeby zostawić go w spokoju, marnie wyglądał! - W przeciwieństwie do sytuacji sprzed kilku chwil.
Offline
Użytkownik
- Przydał by mi sie silny mężczyzna do pomocy, w końcu jestem bezbronną kobieta sama nie doniosę go do kajuty...- uśmiechnęła się słodko i zatrzepotała rzęsami,pogłaskała się znacząco po brzuchu podkreślając tym samym swój obecny stan. - Nie lubiła podkreślać swojej kobiecości ale w tym przypadku wiedziała ze to będzie najlepsza broń.
Offline
- J-jasne! Ja to zrobię! - Krzyknął jeden. - Nie! Ja! - Wtrącił drugi. - Przecież powiedziała, że silnego - tylko ja mogę temu podołać! - Rzucił trzeci, prężąc się przy tym. Przekrzykiwali się tak jeszcze przez kilka chwil gdy w końcu przesuwając ich wszystkich podchodzi do chłopaka barczasty mężczyzna i podnosząc go zerka w stronę ciężarnej kobiety. - Gdzie go zabrać, Carmen? - W jego ogromnych dłoniach ciało Otta wyglądało jak chuchro toteż ciężar chłopaka nie sprawiał mu najmniejszego problemu. Starał się trzymać go delikatnie, by nie poobijać go jeszcze bardziej.
Kolor - Jozu (Kapitan III-ciej dywizji)
Offline
Użytkownik
- Dziękuje Jozu - uśmiechnęła się ciepło. - Do mojej kajuty, Ace na pewnie nie będzie miał nic przeciwko...zrozumie że nie mogłam inaczej postąpić. - Stanowczym krokiem wróciła na pokład tą sama droga którą przyszła, wzbudzając jak zawsze poruszenie załogi. Mimo ze znali ja 2 lata nie mogli przyzwyczaić się do jej specyficznej umiejętności.
Offline
- Etoo... Tak. Zaraz będę. - Rzucił wchodząc bo moście gdy Carmen wchodziła już do kajuty. Zmuszony był iść okrężną drogą. Nie każdy w końcu mógł sobie dowolnie hasać po ścianach. Gdy dotarł do kajuty pochylił się przy wejściu i położył Otto w wyznaczone miejsce. - Zajmij się nim i powiadom staruszka, pewnie się martwi. Widział całe zajście. - Rzucił na odchodne gdy już opuszczał pomieszczenie. Chłopak nadal był nieprzytomny.
Offline
Użytkownik
Usiadła na brzegu łózka,odgarnęła grzywkę z oczu chłopaka, był taki młody...kto mógł go tak skrzywdzić. Mimo ze był nie przytomny, dostrzegła grymas bólu na jego twarzy. Wyjeła z komódki środki opatrunkowe i morfinę. Wolała by w czasie gdy będzie się nim zajmował nie zbudził się.
Do kajuty wszedł Ace i Marco. Po oczach Marco dostrzegła że był zdenerwowany.
- Nawet jeśli byłby naszym wrogiem...pomogłabyś mu kochanie...- Ace pochylił się nad żona i pocałował ja w policzek. Wiedział ze wszelkie sprzeciwy nic nie wskóra,musiał zaakceptować to jaka była.
Offline
- Jeśli spróbuje jakiś sztuczek, nawet jeśli wzdrygnie... zabiję go. - Szepnął w stronę Ace'a lecz dostatecznie głośno by Carmen mogła usłyszeć. Stanął w progu, nie wchodził. Podparł się o futrynę i bacznie obserwował chłopaka i dziewczynę która się nim zajmowała. Widać, że był niezadowolony tym co dziewcze robiło dla nieznajomego, ale nie miał prawa się udzielać ani tym bardziej sprzeciwiać; Otto miał połapane żebra, strzaskaną czaszkę na potylicy i głębokie wcięcie na piersi. Nie wspominając o stłuczeniach, otarciach i pomniejszych ranach oraz sporym ubytku krwi. Wyglądał marnie. Był strasznie blady i zimny.
Offline
Użytkownik
Zamoczyła ściereczkę w misce wody, delikatnie ścierała zakrzepniętą krew z twarzy przybysza. Po chwili woda zabarwiła się szkarłatną czerwienią .
- Marco, przecież on w obecnym stanie nawet muchy by nie skrzywdził więc czym się tak przejmujesz ? Martwy i tak nic ci nie powie a jak przeżyje to może dowiesz się interesujących rzeczy… Przynieście więcej gorącej wody i czyste prześcieradła, czeka nas pracowita noc.
Bez słowa sprzeciwu wyszli pozostawiając ją sam na sam z rannym. Czuła ze musi zrobić wszystko by mu pomóc, musiał przeżyć… wewnętrzy głos podpowiadał jej ze ten chłopak dokona w życiu ważnych rzeczy.
Wstrzyknęła w jego żyły zbawienny płyn, po chwili rysy jego twarzy złagodniały…zasnął.
Najdelikatniej jak potrafiła rozcięła poszarpaną, nasiąknięta krwią koszule. Jej oczom ukazała się głęboka mocno krwawiąca rana.
Lata spędzane w niewoli wiele ja nauczyły, zszywanie ran nie było problemem martwiła się czy nie doznał urazów wewnętrznych na to nie mogła już nic poradzić .
Położyła dłonie na jego głowie i zamknęła oczy, czuła jak fala ciepła przechodzi z jej dłoni do jego ciała. Przekleństwo którym została obarczona jako dziecko czasami potrafiło być dobre… nastawienie i złączenie kości nie stanowiło dla niej problemu. Tą samą czynność powtórzyła przesuwając dłonie na jego klatkę piersiową, po czym wzięła się za zszywanie otwartej rany. Zakręciło się jej w głowie na widok krwi, lecz dokończyła powierzone jej zadanie.
Zmęczona osunęła się po ścianie na podłogę, oddychała głęboko jak ryba rzucona na ziemie by wyrównać przyśpieszone bicie serca. W tej chwili cieszyła się że była sama w kajucie, nie potrzebowała światków jej chwili słabości.
Chłopak był młody i silny, miała nadzieje ze jego organizm będzie walczył reszta należała tylko do niego.
Offline
Krwawienie delikatnie ustawało, choć w około było pełno czerwonej posoki. Pomimo tego, że organizm chłopaka był silny to rany były bardzo poważne. Chłopcy posłusznie donieśli materiały o które prosiła dziewczyna; W pewnym momencie statek zaczął się trząś - oj nie, nie. Nie tylko statek. Cała ziemia w okół zaczęła drżeć. Chyba staruszek znów szaleje.
// Przepraszam za taki krótki odpis, nie jestem u siebie.
Offline
Użytkownik
Trzęsienia nie ustępowały lecz przybierały na sile. Z trudem wstała z podłogi,czuła jakby nogi miała z waty,przed oczami miała mroczki. Zacisnęła dłonie, tak mocno ze paznokcie przebiły skórę,ból pozwolił jej trzeźwo myśleć.
- Sprawdźcie co się stało, ja z nim zostanę.- darła prześcieradło na długie pasy robiąc z nich prowizoryczne bandaże. Z trudem panowała nad drżeniem rąk,zdawała sobie sprawe ze przesadziła z leczeniem obcego,lecz nie było czasu by kuracje podzielić na kilka mniejszych zabiegów.
Offline
Marco wraz z Ace'm udali się gdzieś w głąb statku podczas gdy Carmen pozostała sama z chłopakiem. Dobra opieka i podstawowa pomoc udzielona chłopakowi poprawiła zdecydowanie jego stan. Obfity krwotok ustał, gorączka chłopaka zdecydowanie spadła. Morfina także zaczęła działać - na twarz chłopaka już nie gościł ból i pomimo tego, że był nadal nieprzytomny to jego życiu nie zagrażało już bezpieczeństwo. Z korytarza można było słyszeć głosy, należały one do Ace i Marco, to była krótka rozmowa. Prowadzona półszeptem - lecz cienkie ściany kajut pozwalały na dosłyszenie większości z rozmowy. - Ahhrrr, ten Czarnobrody. Znów szaleje. - rzekł jeden. - Tak. Zdecydowałem. Pomszczę Thatcha i pomogę staruszkowi. Zdradę przypłaci życiem. Wyruszam za trzy dni. Nie mów nic Car - wolę aby się nie martwiła. - Kroki stawały się coraz głośniejsze. Już po chwili do kajuty znowu weszło dwóch mężczyzn. - Ahm! To staruszek, znów zabrakło sake, heeeeh. Wiesz - znasz to! - Rzucił Marco; Już wkrótce nastała noc. Gdy dziewczyna skończyła była wyczerpana. 'Przybysza' a raczej intruza umieszczono w innej kajucie, oczywiście odpowiednio ją zabezpieczając.
Kolor - Ace
Offline